poniedziałek, 5 września 2011

Rozdział II

Na wstępie z góry przepraszam, ale nie byłam wstanie wymyślić nic innego na fabułę owego odcinka. Następne cztery będą o niebo lepsze. A no i te literówki... dopiero co wstałam, wybaczcie, nie mam siły poprawiać.




Następnego ranka obudziło mnie zwykłe poczucie winy, wwiercające się w głąb podświadomości. Nie wiedziałem jak skończył się poprzedni wieczór i co między nami zaszło. Miałem tylko świadomość, że moje wymarłe serce zostało przywrócone do życia przez nieokiełznany urok bruneta. Puściłem go wolno, nie pozbawiając życia. Przeciągając się, odgarnąłem z siebie kołdrę i ociężale przeniosłem do pozycji siedzącej moje w pełni zdrętwiałe ciało. Mlaskając pod nosem rozejrzałem się po swoim starym pokoju. Nie tracąc czasu na bezużyteczne powracanie w przeszłość, wstałem z materaca i poczłapałem w stronę łazienki. Zrzuciłem z siebie koszulkę i bokserki, po czym wskoczyłem pod strumień letniej wody w nadziei na zmycie z siebie piętna hańby. W pełni świadomie zdradziłem swoje zaufanie. Przyrzekłem sobie kiedyś, że nie pokocham nikogo innego, poza Amber. Miała być jedynym skarbem w moim życiu, lecz wtem na horyzoncie pojawił się konkurent, dla mojej zmarłej żony. Ilekroć przywodziłem na myśl jej rozpogodzoną twarz, wskrzeszałem do życia potworne wspomnienia. Widok jej bladego ciała, spoczywającego w ciężkiej, lakierowanej trumnie, przyprawiał mnie o dreszcze, a łzy same cisnęły się do oczu. Od czasu odejścia Amber nawet nie pomyślałem o przystąpienia do  desperackiego poszukiwania jej następcy. W zamian za to innowacją w moim życiu okazał się fetysz mordu.
    Dumanie nad sobą przerwało mi donośne pukanie do drzwi. Zakręciłem kran i wybiegłem spod prysznica. Przepasałem wokół biodra ręcznik i udałem sie w kierunku drzwi frontowych, wycierając włosy. Odrzuciłem ręcznik do włosów na podłogę pod stolikiem w kuchni, podleciałem do drzwi i szarpnąłem zdecydowanie za klamkę. Przed moimi oczami stała młoda dziewczyna o długich, kasztanowych włosach, a jej nieskazitelną cerę pokrywał intensywny rumieniec. Przyglądała mi się z lekko rozdziawionymi ustami, usilnie powstrzymując sie od odwrócenia wzroku na moją nagą klatę. Uśmiechnąłem się uwodzicielsko, wypinając pierś no przodu
    - Dzi-dzień dobry. Nazywam się Soraya Westcoast. Prowadzę ankietę dotyczącą firmy samochodowej Kyuta. - uśmiechnęła się niepewnie, kiedy uniosłem brew do góry. Odpowiadanie na pytania dotyczące własnej firmy mogło być dobrą zabawą. - Zechciałby pan odpowiedzieć na kilka pytań?
    - Z wielką chęcią. Może pani wejdzie do środka? Ubiorę się i zajmę pani ankietą.
    Dziewczyna skinęła głową, po czym przekroczyła próg,  muskając łokciem mój tors. Zamknęła za nami drzwi, przypieczętowując swój los. Próbowałem ukryć przebiegły grymas twarzy pod salwą spływających na moją twarz włosów. Wskazałem machnięciem dłoni, aby udała się do salonu.
    - Proszę nie zwracać uwagi na ogólny chaos panujący w mieszkaniu. Jestem tutaj tylko przejazdem, a matka od dawna zamieszkuje  inne miejsce. Nie zdążyłem posprzątać od wczorajszego przyjazdu.
    - Ależ nic się nie stało. Jestem tylko ankieterką, kto by sie tam mną przejmował.
    - Proszę tak nie mówić, należy szanować każdego z osobna. A już szczególnie tak urodziwe kobiety, jak pani. - uśmiechnąłem się szarmancko – Może kawy?
    - Chętnie. - jej buzię ponownie pokryły czerwone plamy.
    Wstawiłem wodę w czajniku, po czym udałem się do pokoju. Ubrałem wczorajsze ciuchy, spsiałem szyję wodą kolońską od Calvina Kleina, a kiedy byłem w pełni gotowy, odgarnąłem z twarzy wilgotne włosy i wróciłem do Sorai. Zalałem sproszkowane życie, jak to zwykle zdarzało mi się nazywać kawę, wrzątkiem. Postawiłem na blacie stołu dwie porcelanowe filiżanki, zdobione kwiecistymi ornamentami, po czym usadowiłem sie w tym samym fotelu, który poprzedniego wieczora zajmował Frank. Poczułem na sobie jego miękki dotyk. Otrząsnąłem się i splotłem dłonie na brzuchu.
    - Możemy zaczynać? - zapytała podnosząc ze stołu plik kartek i długopis.
    - Z całą pewnością.
    - Pytanie numer jeden: Co sądzisz o jakości produkowanych przez firmę Kyuta samochodów? Odpowiedź A – Są bezbłędne, nie mam żadnych zastrzeżeń. B – Spotkałem się z kilkoma wadami. Są średnie. C – Fatalne. Jest jeszcze wariant D, w którym ma pan wolną rękę.
    - Wybieram ostatnią odpowiedź. Maszyny produkowane przez firmę są jak najbardziej dobre. Jak wszystkim wiadomo: na świecie nie ma rzeczy idealnych, a Kyuta stara się, aby klient był w pełni zadowolony ze swojego zakupu. Wszelakie usterki to nic nieznaczące niedogodności, których całą winę można skupić w użytkowniku pojazdu. Moja szkolna ocena to pięć.
    Każde wypowiedziane przeze mnie słowo, było zapisywane przez skupioną Sorayę. Skończywszy notować moją krótką opinię, przeczytała następne pytanie, nie odrywając wzroku od kartki.
    - Jakie jest twoje zdanie dotyczące ceny pojazdów? A – Nie narzekam. B – Mogłaby być odrobinę niższa. C – W zupełności przesadzona. Chyba, że ponownie wybiera pan D?
    Poprawiłem się na fotelu, w despotyczny sposób wypinając pierś do przodu. Nazywanie mnie panem powinno należeć do przywilejów każdego z osobna. Godziłem się z moją narcystyczną stroną umysłu, nie próbując jej zwalczyć.
    - Ta sama odpowiedź. Właściciel firmy nie ustala ceny według własnego uznania, jest ona dostosowywana do jakości sprzętu. Poza tym, zdania szefa się nie kwestionuje. Wyborowa stawka, jak na ten mechanizm i ogólną prezentację.  - łypnąłem wzrokiem na ankieterkę, która dziwnym trafem przestała notować, zastępując swoją dotychczasową czynność bacznemu przyglądaniu się mojej twarzy.  Była lekko speszona i zaintrygowana moim tokiem myślenia. - Dlaczego pani nie zapisuje mojej odpowiedzi?
    - Zastanawiam się nad czymś.
    - Nad czym?
    - Czy nie faworyzuje pan aby firmy Kyuta. Każde pańskie zdanie jest jak najbardziej pozytywne, nie ma pan żadnych zastrzeżeń, jakby został pan przekupiony przez jej kierownika. - wypaliła gorączkowo
    - Kto panią tutaj przysłał? - wyprostowałem się, zaciskając dłonie na podparciach umiejscowionych po bokach.
    - Wiceprezes firmy, pan Nicolas Davidson. - doszukałem sie w jej tonie nutkę podejrzliwości. - A jak pan sie nazywa?
    - Gerard Way, zapewne o mnie słyszałaś.
    Dziewczyna zakryła usta dłonią, wybałuszając na mnie swoje charakterystycznie szafirowe oczy. Ze świstem wciągnęła powietrze, sztywniejąc niczym surykatka.
    - Matko boska, panie Way, niech pan mi wybaczy. Nie chciałam. - zmarszczyła czoło, na które wystąpiły pojedyncze kropelki potu.
    Na krótką chwilę skupiłem swoją uwagę na jej wyrazistych, szwedzkich kościach policzkowych, obramowanych kaskadą włosów o silnie brązowej barwie. Obcy akcent muskał kanały słuchowe, przyprawiając o dreszcz. Pochyliłem się do przodu, uwodząc dziewczynę kuszącym blaskiem zielono brązowych tęczówek.
    - Nie musisz przepraszać, moja droga. Wystarczy, że przestaniesz ukrywać swoje uczucia w stosunku do pracodawcy. A więc...
    Nastała niezręczna chwila milczenia. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z uwagą rejestrując każdy szczegół. Raz po raz przygryzając dolną wargę, zapraszałem ją do wspólnego poznawania własnych ciał. Czując zagęszczającą sie w powietrzu atmosferę, wstałem z fotela i podszedłem do skórzanego wypoczynku. Wysunąłem przed siebie prawą dłoń, która po chwili splotła się z filigranową rączką Sorai. Przyciągnąłem ją do siebie i nie czekając na jej zgodę, musnąłem pomalowane szminką, intensywnie czerwone wargi. Zamykając oczy, odniosłem wrażenie, jakbym całował Franka. Ta wyćwiczona czułość, jaką pałał do mnie podczas naszych pieszczot.
    Powściągliwie głaskałem jej podniebienie językiem, czując, jak brunetkę ogarnia niewysłowiona ekscytacja.  Zacząłem całować ją bardziej łapczywie, a ona nie pozostając obojętna, błądziła dłońmi po moim torsie, drapieżnie gryząc moją dolną wargę. Nie przerywając pocałunku, popchnąłem ją w kierunku pokoju obok. Plącząc się o własne nogi, opadliśmy na kanapę. Wisiałem nad Sorają, bez emocjonalnie drażniąc ustami jej obojczyk.
    Chcąc mieć wszystko za sobą, podwinąłem jej spódnicę i złapałem za górę koronkowych, białych majtek. Ściągnąłem je do połowy nóg kobiety, rozpinając pasek. Założyłem na obrzmiałego członka prezerwatywę. Po chwili wszedłem w nią, słysząc rozkoszny jęk, wydobywając się z gardła mojej pracownicy. Wygięła się w łuk, unosząc biodra ponad materac, kiedy zacząłem się szybciej poruszać. W między czasie do moich uszu dochodziło ciężkie dyszenie i okrzyki rozkoszy. Zaprowadziłem ją do raju, który zamarzył jej się widząc mój nagi tors spowity porannym słońcem i lodowatymi kropelkami wody, skapującymi z moich włosów. Dziewczyna krzyknęła głośno, szczytując w tym samym momencie co ja. Jej przeciągły krzyk urwał się raptownie, a z otwartej rany na krtani trysnęła fontanna krwi, barwiąc mój biały T-shirt.
    Odsunąłem się na odległość dwóch stóp, patrząc wnikliwie na swoje nowe trofeum. Sięgnąłem do splamionego czerwoną posoką nadgarstka i pozbawionymi odcisków palcami odpiąłem zapięcie srebrnej, żyłkowej bransoletki. Schowałem drobiazg do tylnej kieszeni czystych spodni, rechocząc pod nosem.


    Manhattan, Nowy Jork.

    Przed niespełna godziną w Branch Brook Park dwójka nastolatków wpadła na nietypowe znalezisko – wypatroszone ciało młodej kobiety. Ofiarą rzezimieszka została niewinna ankieterka pracująca dla firmy Kyuta. Zwłoki wisiały na jednym z wiśniowych drzew, porastającym park. Sprawcą morderstwa prawdopodobnie jest ten sam seryjny zabójca, który przed trzema dniami pozbawił życia córkę Willsonów. I ta sekcja zwłok nie wykazała żadnych pozytywnych wyników. Na ciele znajdowały się dziesiątki materiałów genetycznych, lecz żadne z nich nie pasowały do tych pokrywających poprzednie ofiary. Podejrzanymi mogą być dziesiątki różnych osób płci żeńskiej jak i męskiej. Biuro śledcze nie śpi, wciąż głowiąc się nad rozwikłaniem zagadki. Mieszkańcom New Jersey nakazuje się zachowanie wyjątkowej ostrożności. Informacje, Drew Barton.
    Nie wiem jak długo siedziałam przed wyłączonym telewizorem, kalkulując w głowie natłok informacji. Kolejne zabójstwo, pracownica Gerarda, w tym samym mieście, w którym właśnie przebywał. Fakt, iż mógł być jedną z ofiar cichego mordercy, przyprawił mnie o drgawki. Był jedyną osobą na świecie mi bliską, jaką darzyłam cichą miłością. Jedyne pragnienie, którego spełnienia chciałam, to mieć go przy sobie i nie dzielić się z nikim innym.
    Impulsywnie zaczęłam rozważać opcje, iż stał się kolejnym celem zabójcy. Że siedział związany w piwnicy pozbawionego zdrowego rozsądku psychola. Obawa o jego życie przepełniła moje serce. Łapałam płytkie oddechy, a po moim policzku pociekła pojedyncza łza. Podkurczyłam nogi na kanapie, obejmując je rękami. Od poprzedniego wieczoru nie dawał oznak życia, nawet nie racząc odpowiedzieć na smsy. Potencjalna śmierć kuzyna była nie do przyjęcia. Mimo i nie mogłam nawet pretendować na jego wybrankę, starałam się wypaść przed nim jak najlepiej. Mówił, że mnie kocha. Co prawda miał na myśli siostrzaną miłość, lecz choćby taka forma uczuć, jaką mnie darzył, zadowalała moje maleńkie, delikatne serce.
    Na dźwięk przekręcanego klucza w zamku drzwi zerwałam się z miejsca i tanecznym krokiem  podbiegłam ku nim. Stanęłam jak wryta przed poniewieranym chłopakiem. Miał na sobie wygniecioną białą koszulę, z kołnierzykiem  we wszystkie strony, niechlujnie zawiązany krawat i zarzuconą szarą marynarkę. Łypał na mnie zmęczonym spojrzeniem, siląc się na nikły uśmiech. Poderwałam sie z miejsca i rzuciłam mu na szyją, ledwo nie miażdżąc mu żeber.
    - Zabiję Cię za to nieodpisywanie na wiadomości. - skarciłam Gerarda powstrzymując się od łez.
    - Przepraszam, byłem kompletnie pozbawiony czasu. Nie chciałem, żebyś się martwiła. - odparł cicho, odwzajemniając mój uścisk. - Co z Mirandą?
    Miranda była jego pokojówką, pełniącą swoją funkcję, od kiedy skończyłam piętnaście lat.
         - Nie odbierała telefonów, jest ciężko chora na zapalenie krtani. Wyjdzie z tego, daj jej dwa tygodnie urlopu, a wróci zdrowa jak ryba, zobaczysz.
         - Kupiłem Ci coś. - obwieścił z uśmiechem na buzi, ściągając z ramienia wyładowaną ubraniami i jedzeniem torbę. Zaczął w niej pracowicie grzebać, przygryzając dolną wargę. Po chwili z jej środka wyciągnął try opakowania na płyty. Pomachał nimi w dłoni, prezentując swój podarunek dla mnie.
    - Widziałem, że to czytasz, więc pomyślałem, że Ci sie spodoba. Też swojego czasu miałem fazę na Pottera.
    - O matko! - krzyknęłam rozentuzjazmowana, wyrywając mu z dłoni trzy ostatnie części filmu na płytach DVD. - Dzięki, dzięki, dzięki! Jesteś wielki! - zaczęłam podskakiwać w miejscu jak mały króliczek na baterie.
    - A teraz mogłabyś mi powiedzieć w końcu co Cię tak nagle do mnie sprowadziło.
    Westchnęłam niezadowolona z pragnienia kuzyna, bo chciałam jak najdłużej omijać temat mojego przyjazdu. Odwróciłam się na piecie i pomaszerowałam do salonu. Światła ulic bijące za przeszklonej ściany sprawiły, że zabulgotało mi nieprzyjemnie w brzuchu. Odłożyłam swój prezent na stolik, starając się, żeby ręce nie drgały mi jak osobie chorej na Parkinsona. Przełknęłam ślinę, opadłam na skórzaną sofę, siadając po turecku i zaczęłam spokojnie czekać, aż Gerard wróci e swojej sypialni.
    Po chwili pojawił się w progu pokoju. Miał na sobie granatowy podkoszulek z krótkim rękawem. Cały czas trzymał się go przyjazny uśmiech. Podszedł do ściany, oparł się o nią zakładając ręce na piersi i ponaglił mnie zwykłym „Proszę, zaczynaj.”
    - Ojciec i matka na nowo wszczęli walkę na temat alimentów i tego całego rozwodu. - wypaliłam pospiesznie. - Musiałam się od nich oderwać. Pomyślałam, że u Ciebie będę wstanie o tym wszystkim zapomnieć. Oni nie widzą, że to pieniądze ich poróżniły. Gdyby nie one to... dalej byliby razem.
    Gerard zbliżył się do kanapy, całkowicie opanowany i ze stoickim spokojem. Przysiadł obok mnie, obejmując ramieniem.
    - Zawsze masz mnie. - szepnął mi do ucha, a jego ciepły oddech wypędził łzy, które cisnęły mi się cały czas do oczu.


Dziękuję niezmiernie za wszystkie pozytywne komentarze i życzę miłego, nowego roku szkolnego. A ministerstwo edukacji pozdrawiam środkowym palcem za te dziesięć lektur do przeczytania w terminie trzech miesięcy. Tak, panie ministrze, wcale nie mam życia poza szkołą.

4 komentarze:

  1. warto było na to czekać te kilka dni :D
    i teraz kurwa po przeczytaniu twojego opowiadania jeszcze bardziej wstydzę się swojego, więc na pewno nie zostanie nigdzie opublikowane ;> CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ, BO BĘDZIE ZAJEBISTY.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, nieładnie urywać w takim miejscu!!! Ładnie załatwił tę pannę, swoją drogą głupia była, że dała mu się wykorzystać po takim czasie. Ja na jej miejscu jebłabym tym kajecikiem w bok i rzuciła się do jego ust, nawet gdybym wiedziała, że zaraz mnie zasztyletuje jak prosię. No i ślicznie musiała wisieć na tym drzewie - uwielbiam takie drastyczne zagrania - jak zabijać to tylko z rozmachem! xD Czyli Lisette się w nim podkochuje? Aj, niedobry ten Gee ale wydaje mi się, że jej nie zaszlachtuje, przynajmniej mam taką nadzieję. A ja też pozdrawiam wyżej wymienione Ministerstwo bo sobie chyba w kulki jebaństwo leci.
    Całuski!
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz całkowitą rację Kumiko! Również pozdrawiam pana Ministra. Niech mnie cmoknie w dupe :3 A co do opowiadanka ... To kocham je! Czekam na dalszą część ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzieś czytałam, że seryjni mordercy mają problemy z życiem seksualnym xD Gerdzia się to chyba nie tyczy =D Nie mogę się doczekać Frerarda, chociaż boje się, że Frank, kiedy się o wszystkim dowie, to rzuci Gerda w cholerę i jeszcze zgłosi na policję. Każdy normalny by tak zrobił. Chyba, że aż tak go będzie kochał... Czekam na następną część :3

    OdpowiedzUsuń